wtorek, 23 września 2014

Chapter 1 Nowa przyszłość

 
 
 To zaskakujące jak wszystko potrafi ulec zmianie. Jeszcze wczoraj nie przyszłoby jej do głowy, że dziś będzie stała w tym miejscu, z tymi wszystkimi oczami utkwionymi w jej osobie. Miała im do powiedzenia kilka ostrych słów, ale choć ten raz powstrzymała się od lekkomyślnego działania. Czy tego chciała czy nie akurat teraz ważyły się jej losy. Żandarmeria brzmiała dumnie. Sąd wojskowy już niekoniecznie. Zacisnęła dłonie w pięści i zagryzła wargę. Nie ważne co postanowią, ona nie okaże skruchy. Nie przed tymi ludźmi, którzy nigdy nie wychylili nosa poza mur Sina. A dalej też był świat, który potrzebował zainteresowania.

 Uniosła głowę i spojrzała na debatujących świadków zdarzenia, w którym ona również brała udział. Co chwilę wskazywali ją palcami i szeptali coś między sobą. Na sali panował straszny harmider. Większości w ogóle nie dało się zrozumieć. Ona została już przesłuchana. Powiedziała prawdę, uważała, że to wystarczy. Widocznie bardzo się myliła skoro wylądowała tutaj.

 Brunet w okularach i z czarną brodą uderzył kilka razy dłonią w stół. Zapadła cisza. Poprawił leżące przed nim papiery i spojrzał prosto na nią.

  - Mika Black, decyzja w twojej sprawie została już podjęta. Teraz odczytam wyrok.

 Patrzyła jak porusza ustami i rozumiała jego słowa, ale ich nie słyszała. Huczało jej w uszach. Otworzyła szeroko oczy, zaskoczona. To niemożliwe! Przecież nie zrobiła nic, co kosztowałoby ją wyrzucenie z oddziału!



**********


 Nie widziała za wiele zza ciemnych zasłon powozu. Naprzeciwko niej siedział oficer z Korpusu Żandarmerii, nie znała go. Może to i lepiej? Nie chciała spędzić tej podróży z osobą, na której jej zależało. Czuła się wystarczająco źle by mogła czuć się jeszcze gorzej.

 Spojrzała na swoje ręce, na które założyli jej kajdany. Jakby była jakimś pieprzonym kryminalistą! Pokręciła głową z niedowierzaniem. Jak coś takiego mogło jej się przydarzyć? Musiała ostro nabruździć w poprzednim życiu. Jej ponura egzystencja stawała się coraz bardziej godna pożałowania. Nie zasłużyła na taką karę a jednak siedziała w powozie i jechała ku nieuniknionemu przeznaczeniu. Kiedy zrobiła się taka sentymentalna? Od lat przerzucano ją z miejsca na miejsca, powinna się już była przyzwyczaić. Życie było gorzkie.

 Nagle powozem szarpnęło a chwilę później zatrzymali się w miejscu. Jej towarzysz wyskoczył na zewnątrz i kiwnął na nią by zrobiła to samo. Westchnęła przeciągle i wygramoliła się za zewnątrz. Ze skrępowanymi rękoma było to dość kłopotliwe zadanie. Kiedy stanęła na chodniku w polu jej widzenia pojawiło się czworo ludzi - dwóch mężczyzn i młoda kobieta - musiała być w jej wieku, podeszli do oficera Żandarmerii. Czwarta osoba, mężczyzna, stał w cieniu kawałek dalej i bacznie się im przyglądał.

  - To jest Mika Black - poinformował obecnych oficer Żandarmerii i powoli, rzucają jej przy tym wymowne spojrzenie, rozpiął kajdanki. Jakby chciała uciec albo się bić. Żałosne!

  - Marina Blitz z Oddziału Dowódcy Pitt'a melduję odebranie więźnia - podpisała szybko jakiś papierek po czym oddała go mężczyźnie zza muru Sina. Wszyscy pięcioro obserwowali jak wsiada do powozu i odjeżdża w siną dal.

  - Odetchnij powietrzem swobody - rzucił rudawy mężczyzna z wygolonym bokiem głowy. - Jestem Lucien Smith, zastępca Dowódcy Pitt'a.

  - Tylko on tak uważa - odezwał się brunet z rzędem śnieżnobiałych zębów. - Aaron Milibes.

  - Dajcie jej spokój - powiedziała Marina i popchnęła lekko Mikę w stronę budynku, z którego wcześniej wyszli. - Zastępca Dowódcy Zwiadowców chce cię widzieć, dziewczyno.

  - Ten to się dopiero puszy.
 
  - Lucien - skarciła go dziewczyna i zniknęła w budynku.  


  Owy Lucien miał rację. Zastępca Dowódcy całą swoją osobą przypominał pawia. Miał nawet fioletowe pasemka we włosach. Nigdy wcześniej go nie widziała. Oglądała kiedyś powrót Zwiadowców z misji, co nie należało do najprzyjemniejszych widoków. Erwin Smith zawsze prezentował się godnie, nie musiał nic robić by wzbudzać szacunek. Niestety nie miała przyjemności spotkać Kaprala Levi'ego, którego wszyscy ubóstwiali. Gdyby zginął na całą ludzkość padłaby blady strach. On jeden był małym płomyczkiem w ciemności, który pozwalał pozostać pozostałym przy zdrowych zmysłach. Dawał wiarę, że tytanów można pokonać. Ale ten tutaj? Był żałosną imitacją wielkich dowódców. Nawet nie podniósł wzroku znad papierów, gdy Mika weszła do pomieszczenia.

  - Dowódco? - powiedziała niepewnie Mariana unosząc brwi. - Przyprowadziliśmy...
 
  - To ona? - zapytał niezainteresowany. - Zamknijcie ją w wolnej kwaterze. Możecie odejść.

  Teraz Mika uniosła wysoko brwi. Wiedziała, że nie polubi tego człowieka.

  Wyszła na korytarz za trójką zwiadowców.

  - Kiedy wróci Dowódca Pitt zrobi z nim porządek - zauważył Aaron zamykając cały pochód. - Jest lekceważący.

  - Kiedy wrócą z misji wszystko wróci do normy - dorzuciła Blitz kiwając głową.

  - Jeżeli wrócą...

  Słowa Luciena zostały bez odzewu. Bo jak można je skomentować? Wszyscy dobrze wiedzieli, że wyjazd poza mury jest bardzo niebezpieczny i dla większość zazwyczaj kończy się śmiercią. Jeżeli nie zostaną pożarci przez tytanów to umrą od doznanych ran. Lub też nie będą zdolni do dalszego pełnienia obowiązków. Bez nogi czy ręki nie można obsługiwać Manewru Przestrzennego a on jest podstawą, kiedy żołnierze znajdują się na terytorium wroga.

  Wspięli się schodami na piętro i skręcili w prawy korytarz. Trzecie drzwi po prawej były lekko uchylone. Mariana pchnęła je mocno i zajrzała do środka.
 
  - Na razie zostaniesz tutaj. Dowódca Pitt zdecyduje co z tobą zrobić. Planowany powrót z misji ma być jutro w południe, ale nigdy nie wiadomo, co mogło ich spotkać po drodze, więc nie jest to wiążący termin. Cały jutrzejszy dzień będziemy wypatrywać ich powrotu.

  - Z twojego powodu ominął nas wyjazd - rzucił Aaron i wskazał Mikę palcem. - Zapłacisz mi za to.

  - Nie cieszysz się, że zostałeś tutaj? - spojrzała na niego zaskoczona.

  - Chyba żartujesz! Świat poza murami to nasza działka. Zawsze można nauczyć się czegoś nowego.

  - Jesteś szalony - mruknęła siadając na łóżku. - Powiadomcie mnie, kiedy wróci Dowódca Pitt. Chętnie utnę sobie z nim pogawędkę.

  - Może i wygląda niegroźnie, ale Pitt jest w hierarchii  zaraz za Erwinem i Levim. Niezłe z niego ziółko. Uważaj, co mówisz - dał jej radę Milibes.

  Pożegnali się niezgrabnie i zostawili ją samą. W końcu. Od zakończenia procesu ani chwili nie mogła spędzić w samotności. Zawsze ktoś jej towarzyszył. Westchnęła i położyła się na świeżą i pachnącą pościel. Wyciągnęła spod bluzki wisiorek i spojrzała na czerwony rubin zawieszony na łańcuszku.

  Ojciec nie byłby ze mnie zadowolony.


*******