poniedziałek, 27 lipca 2015

Chapter 7 Droga bez powrotu

 
 
 Nasza zem­sta ni­kogo nie upo­karza tak, jak nas samych.

 
Mika opadła na kolana, próbując złapać oddech. Pot spływał jej po twarzy a promienie słońca oślepiały ją za każdym razem gdy tylko spoglądała w górę. Drżała z wysiłku choć do końca treningu prowadziła jeszcze długa droga. Kapral Levi zasłużył na swoją opinię. Nie znał litości, był twardy i nieugięty a jego umiejętności były spektakularne. I choć nie pałała do niego sympatią to musiała przyznać, że to co robił miało sens.  W walce z tytanami nie miał sobie równych. Nie bez powodu nazywano go Nadzieją Ludzkości.
 
- Potrzebujesz przerwy, Black?
 
Spojrzała na pobliskie drzewo, gdzie na gałęzi stał Levi. Miał na sobie czarne spodnie i koszulę z podwiniętymi rękawami odpiętą pod szyją. Opierał się nonszalancko o pień i z założonymi na piersi rękoma, wpatrywał się w nią. Na jego twarzy nie było jednak troski tylko wyzwanie. Zmrużyła oczy i wyprostowała się.
 
- Nie - powiedziała i z trudem stanęła na nogi. Każdy mięsień w jej ciele płoną żywym ogniem. Teraz rozumiała tych wszystkich żołnierzy, którzy rezygnowali z przywileju dołączenia do Elitarnego Oddziału Kaprala Leviego. Był potworem.
 
- Zostajesz w tyle - rzucił ponownie zakładając ostrza. - Pospiesz się.
 
Odbił się i poszybował przed siebie między drzewami na metalowych linkach z taką łatwością jakby urodził się ze sprzętem do manewru przestrzennego. Zagryzła zęby i podążyła za nim.
 
Po chwili dotarli do końca lasu. Rivia i Stefano już na nich czekali. Levi stanął koło nich i poczekał aż dołączy do nich Mika. Schował ostrza i wciągnął linki. Wskazał ręką na budynki i przybrał oficjalny ton.
 
- Dalsza część treningu odbędzie się na terenie zabudowanym. Waszym celem jest zebranie pięciu dzwoneczków i dotarcie do północnej wieży, na której powiewa zielona flaga. Ten kto zrobi to najszybciej, wygrywa. Pozostała dwójka otrzyma karę. Po drodze będą na was czekać różne niespodzianki. Jeżeli któreś z was nie dotrze do wieży zostanie zdyskwalifikowane co łączy się z siedmiodniową karą.
 
Stefano jęknął, ale nic nie powiedział.
 
- Ta część treningu ma za zadanie sprawdzić waszą szybkość i umiejętność podejmowania natychmiastowych decyzji. Poza murem, gdzie dominują Tytani, jest ona niezbędna. Poza tym testowane jest posługiwanie się manewrem przestrzennym. Bądźcie uważni i czujni. Wasza nieuwaga może zakończyć się wizytą w szpitalu. Nawet jeżeli do niego traficie nie ominie was kara.
 
Tyran, pomyślała Mika kładąc ręce na biodrach i rozciągając mięśnie pleców. Była tak obolała, że miała ochotę położyć się na ziemi i błagać o litość. Wiedziała jednak, że nie ma szansy na przerwanie treningu. Nie miała też zamiaru się ośmieszyć. Nie przed tym człowiekiem.
 
- Kapralu, co z limitem czasowym? - zapytała Rivia spoglądając na bruneta.
 
- Biorąc pod uwagę, że pierwszy raz macie do czynienia z tym szczególnym typem ćwiczeń, nie ma limitu. Po prostu ten kto pierwszy dotrze w umówione miejsce wygrywa. Pamiętajcie też o oszczędzaniu gazu. Jeżeli skończy się wam zanim ukończycie zadanie, jesteście martwi, co wiąże się z dyskwalifikacją.
 
- Dużo tego - mruknął Stefano. Choć był równie przejęty co pozostała dwójka, jego ciało napięło się w oczekiwaniu.
 
Levi spojrzał na zegarek i westchnął.
 
- To wszystko. Ruszajcie.
 
Wyskoczyli w powietrze i pomknęli przed siebie.
 
Niedługo musieli czekać na pierwsze kłopoty. Nagle, z głośnym świstem powietrze przecięła metalowa strzała z łańcuchem. Rivia poderwała się do góry a Stefano skoczył w bok uderzając o ścianę jednego z domów. Mika była zbyt blisko by zmienić pozycję. Udało jej się jednak podkurczyć nogi choć niewystarczająco szybko. Grot zadrasnął ją w udo a na jasnych spodniach od razu pojawiła się plama krwi.
 
- Cholera! - zaklęła pod nosem, ale zaraz zapomniała o bólu bo pojawiły się kolejne komplikacje. - Uważaj!
 
Jej krzyk w ostatniej chwili zaalarmował Rivię, która zmieniła tor lotu omijając wyskakujący z muru naostrzony pal. Chryste, Levi naprawdę brał ten trening na poważnie. Jak dotąd napotkali dwie przeszkody i dwukrotnie mogli to spotkanie przypłacić życiem.
 
Kilka metrów dalej rozdzielili się. Mika zebrała trzy dzwoneczki w ciągu pięciu minut, co wydawało się podejrzane więc uważała na każdym kroku. No i oczywiście intuicja jej nie zawiodła. Skręciła w bok i niemal nadziała się na drewnianego dwumetrowego tytana. Cóż, gdyby był prawdziwy pewnie by ją już miażdżył w swojej wielkiej dłoni. Ominęła go wykonując idealne cięcie na jego karku po czym wpakowała się na metalową sieć. Odbiła się od niej i wylądowała na dachu. Ranna noga ugięła się pod ciężarem jej ciała i o mało co nie spadła na ziemię z samej góry. Zacisnęła dłonie w pięści, zła na siebie i swoje nieporadne zachowanie. Powinna bardziej przyłożyć się do tego, co robiła. Teraz należała do Zwiadowców nie do Żandarmerii. Tutaj czekają ją wyprawy za mur, ważne zadania. TYTANI! A także śmierć towarzyszy, którzy będą ginąć na jej oczach jeżeli sama przeżyje wystarczająco długo by doczekać tego momentu.
 
Zwiesiła głowę i wzięła kilka głębokich wdechów. Gdy ją podniosła jęk opuścił jej gardło. Stefano trzymał w dłoni zieloną flagę machając ją zawzięcie. Jego ciało wyginało się na wszystkie strony i odgadła, że musiał to być taniec zwycięstwa.
 
- Szczęśliwy drań - mruknęła pod nosem i przeskakując z dachu na dach w końcu dotarła do wieży.
 
Rivia pojawiła się kilku minut później. Wyciągnęła z kieszeni pięć dzwoneczków i wydała z siebie okrzyk niezadowolenia po czym na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
 
- Miałam nadzieję, że zdążę.
 
- Nie miałaś ze mną szans - odpowiedział Stefano i poklepał ją po ramieniu. Mika schowała swoje trzy zdobyczne dzwoneczki do cholewy buta nie chcąc kompromitować się jeszcze bardziej.
 
- Gratuluję - rzuciła w stronę zwycięzcy Black.
 
Ruda dziewczyna z lokami śmiała się głośno a ciemnowłosy chłopak kiwał głową z radością a wszystko to Mika widziała jakby zza mgły. Zamrugała powiekami ale obraz się nie poprawił. Co gorsze zachwiała się i nagle nogi się pod nią ugięły. Wbrew własnej woli poczuła, że podłoże usuwa się jej spod stóp. W jej polu widzenia pojawił się Stefano, łapiąc ją za rękę i pociągnął w swoją stronę najprawdopodobniej ratując przed upadkiem z dachu.
 
- Co się dzieje? - Rivia odgarnęła Mice włosy z twarzy i przyglądała jej się z zatroskaniem. Black nie wiedziała co się dzieje, nie zauważyła nawet, że położyli ją na plecy. Cień zaczął pojawiać się w kącikach jej oczu przysłaniając widzenie. Zacisnęła palce na ręce dziewczyny a głowa opadła jej na bok.  
 
 
**
 
 
Obudził ją odgłos rozmowy. Poruszyła obolałym ciałem i zamrugała powiekami. Czuła się słaba, bez życia, ociężała. Przełknęła ślinę nie zwracając uwagi na wyschnięte gardło po czym spojrzała w bok, gdzie na krześle siedział Joshua Pitt. Przyglądał się jej ze zmarszczonym czołem.
 
- Co.. - odkaszlnęła. - Co się stało?
 
- Próbujemy się dowiedzieć - powiedział poważnym tonem. - Stefano razem z Rivią przynieśli cię tutaj zaraz po tym jak straciłaś przytomność. Najprawdopodobniej uratowali ci życie. Gdyby zareagowali kilka minut później, nie wiem jakby się to skończyło.
 
- Co się stało? - powtórzyła, bo nadal nie otrzymała odpowiedzi.
 
- Doktor Willson podał ci już odtrutkę. Za kilka dni wrócisz do zdrowia.
 
- Otruli mnie? - zapytała zszokowana Mika. - Chcieli mnie zabić? 
 
- Starali się, ale im się nie udało - westchnął. - Leviego zastanawiała twoja żałosna forma na treningu. Mówił, że odstawałaś i byłaś w tyle. Teraz już wiemy dlaczego. Jest wściekły.
 
- Aż tak źle mi szło? - zapytała urażona.
 
- Wścieka się, bo nie domyślił się, że coś może być z tobą nie tak. Wziął cię do siebie bo miałaś być z nim bezpieczna. Jest bardzo zdeterminowany by złapać tego, kto podał ci truciznę. Już współczuję temu draniowi.
 
- Zasłużył sobie - mruknęła, zapadając się bardziej w poduszkach. - Nie chciałabym być niemiła, Kapitanie, ale chyba będę wymiotować.
 
- W porządku.
 
Podniósł się i wyszedł a kilka sekund później w pokoju pojawiła się pielęgniarka z miską.
 
Bosko, pomyślała Black nachylając się i pozbywając resztek wczorajszego obiadu.
 
Kilka godzin później, gdy była w stanie wstać i doprowadzić się do porządku, pojawił się Levi w asyście Stefano i Rivii. Cała trójka wyglądała na wkurzonych. Kapral oparł się o ścianę tuż koło łóżka i skrzyżował ręce na piersi. Zaciskał mocno zęby.
 
Mika usiadła, krzywiąc się nieznacznie. Wciąż odczuwała dziwne pieczenie w całym organizmie i podejrzewała, że był to skutek trucizny, którą jej podano. Chryste, wszyscy byli tacy poważni. Kapral trenował ich w warunkach najwyższego ryzyka a jej wrogowie naprawdę chcieli ją zabić.
 
- Wciąż blado wyglądasz - powiedziała rudowłosa dziewczyna siadając w nogach łóżka. - Jak się czujesz?
 
- Lepiej, ale wciąż nie najlepiej. Dziękuję, że mi pomogliście.
 
- Przed treningiem odczuwałaś jakieś dolegliwości? - zapytał Levi tonem, który przyprawił ją o dreszcze. Naprawdę był wkurzony.
 
- Od rana źle się czułam choć nie wydawało mi się to czymś poważnym. Myślałam, że zjadłam coś nieświeżego. Zdarzało mi się już wcześniej.
 
- Z Kapralem prowadzimy śledztwo w twojej sprawie - zauważył Stefano przysiadając koło Rivii.
 
- Świetna okazja, żeby zbierać doświadczenie - powiedziała Black czując, że żołądek znów podchodzi jej do gardła.
 
- Mamy już iść?
 
Rivia bezbłędnie odgadła sytuację.
 
- Muszę do łazienki - zaryzykowała odpowiedź i zaczęła się odkrywać ale zaraz przypomniała sobie, że ma na sobie kusą koszulę odkrywającą większość jej nóg.
 
- Kapralu, Stefano, możecie poczekać na zewnątrz?
 
Skinęli głowami i wyszli. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, Mika pognała do toalety.
 
 
**
 
Kiedy po długich minutach Mika wciąż się nie pojawiała, Rivia zaryzykowała uchylenie drzwi a gdy zobaczyła leżącą na ziemi Black cofnęła się i wyszła na korytarz szukając pomocy. Stefano zniknął jak zawsze nieobecny gdy był potrzebny. Spojrzała więc na Leviego i wzięła głęboki wdech.
 
- Zemdlała - powiedziała po prostu. - Sama nie dam rady zanieść jej do łóżka. Czy Kapral mógłby...?
 
- Prowadź.  
 
Levi wszedł za Rivią i bez słowa komentarza, wziął dziewczynę na ręce po czym zaniósł ją do pokoju. Przykrył ją pod samą szyję i dotknął dłonią jej twarzy.
 
- Wezwij lekarza. Ma wysoką temperaturę.
 
Rivia skinęła głową i wykonała polecenie. Levi usiadł na łóżku i z konsternacją wpatrywał się w swoją podopieczną. Nie powinna mieć nawrotów. Antidotum powinno zadziałać a mimo to wciąż nie wyglądała najlepiej. Była blada jak prześcieradło na którym leżała i gorąca jak piec. Coś było nie tak.
 
Lekarz zjawił się chwilę później. Levi nie dał się wyrzucić z pokoju a dr Willson nie sprzeczał się z nim, po prostu zbadał pacjentkę i postanowił podać jej kolejną porcję odtrutki, gdyż specyfik nie zadziałał tak jak się tego spodziewał. Trucizna musiała być silniejsza niż myślał. Podłączył Mice kroplówkę i zaczął wpompowywać w nią pół litra zabielonej cieczy.