piątek, 3 kwietnia 2015

Chapter 5 Morderczy trening

 
 
 
 
 
"Naj­częstszy ludzki błąd - nie prze­widzieć burzy w piękny czas"
 
 
 
 
Deszcz lał się z nieba nieprzerwanie od rozpoczęcia treningu. Mika zacisnęła palce na obu spustach i skracając linki zatrzymała się opierając stopami o pień drzewa. Schowała ostrza i odgarnęła włosy z oczu. To był koszmar. Widoczność była minimalna, jeden z żołnierzy kilkanaście minut wcześniej zawisł na konarach kończąc tym samym swoją przygodę z testem. Wystarczyła chwilowa dekoncentracja by skończyć w szpitalu. Jej osobiście udało się znaleźć jednego drewnianego tytana i choć nie wykonała cięcia to miała dużo szczęścia robiąc unik w ostatniej chwili bo ten przeklęty brunet z warkoczem o mały włos a by ją staranował. Widocznie bardzo zleżało mu na dostaniu się do jednostki Kaprala Leviego, bo nie zważał na nic byle by tylko osiągnąć cel.
 
Minęła kilka razy pozostałych żołnierzy i musiała przyznać, że prezentowali sobą ten sam obraz nędzy i rozpaczy. Przemoczeni do ostatniej nitki i zmarznięci mieli dość treningu ale nie poddawali się. Zapewne tak jak ona uważali, że rezygnacja nie wchodzi w grę. Nie po tym jak jej duma została zdeptana przez ludzi, których nawet nie znała. Nie podda się choćby miała sterczeć na deszczu jeszcze dwa dni.  
 
Ugięła nogi w kolanach zaczepiając z powrotem ostrza. Zluzowała linki i odepchnęła się jednocześnie zaczepiając się o kolejne drzewo. Pokonała tak kilkanaście metrów, gdy na wprost z mgły wyłonił się tytan. Obracał się dookoła własnej osi na drewnianej platformie. Mika ruszyła na niego i dosłownie instynktownie wyczuła czyjąś obecność po prawej stronie. Miroslaw zbliżał się w jej kierunku niebezpiecznie szybko. Zacisnęła zęby i nie zmieniła pozycji, nie tym razem. Teraz jej kolej by dać mu popalić. Zmniejszyła ilość gazu i czekała. W momencie, gdy dosłownie siedział jej na plecach, podciągnęła się ostrym zrywem w górę, przepuszczając go pod sobą. Jej nagły ruch zaskoczył go i na chwilę stracił równowagę. To wystarczyło. Opadł lekko w lewą stronę i szybkim odbiciem w bok musiał ratować się przed zderzeniem z drzewem.
 
- Drań - mruknęła Mika mknąc ku tytanowi. Przygotowała ostrza i obracając się dookoła własnej osi wykonała głębokie nacięcie na karku tytana. Przeczepiła linki i zawróciła kierując się w przeciwną stronę niż Miroslaw.
 
Kilka minut później miała już na kacie pięciu pokonanych wrogów. Spotkała też Rivię i przez chwilę podążały w tę samą stronę. Rozdzieliły się, każda szukając swojej szansy. Miroslawa już nie widziała.
 
Po trzydziestu minutach wróciła do punktu, gdzie zostawiła swojego konia, który ku jej zadowoleniu czekał na nią. Wpadła w siodło trochę zbyt boleśnie, ale nie zwracając na to uwagi, wsadziła stopy w strzemiona i pogalopowała do miejsca zbiórki. Jak się okazało była drugą osobą, która skończyła trening. Zeskoczyła na ziemię i prowadząc za sobą konia ruszyła w stronę Stefano, który siedział na balu słomy. Mokre włosy gładko przylegały mu do głowy. Pocierał ramiona zamaszystymi ruchami, próbując się rozgrzać. Mika wiedziała, że był to bezowocny trud.
 
- Adolf został zabrany do szpitala - powiedział szczękając zębami. - Uderzył w to drzewo naprawdę mocno. Hannah natomiast źle stanęła i najprawdopodobniej skręciła kolano.
 
- A pozostali? - zapytała.
 
- Pewnie zaraz się zjawią.
 
- Pewnie tak - mruknęła siadając koło niego na słomie.
 
Ale zanim przyjechała dwójka żołnierzy, pojawił się Levi z kapturem naciągniętym głęboko na twarz. Zajął miejsce tuż koło nich.
 
- Pozostali? - zapytał bezbarwnym tonem.
 
- Jeszcze nie skończyli, sir - odpowiedział Stefano stając na nogi.
 
- Możesz usiąść - rzucił Levi odrzucając na bok mokry płaszcz.
 
- Tak, sir.
 
Brunet usiadł z powrotem i próbował ogrzać sobie dłonie. Mika nie traciła na to czasu. Była tak mokra, że jedynie zdjęcie ubrań i długie siedzenie przy  ogniu byłyby pomocne. Odchyliła się do tyłu i milczała. Przesiedzieli w ciszy dobry kwadrans zanim pojawiła się pozostała dwójka. Miroslaw jechał na koniu gnając co sił, zaraz za nim podążała Rivia i kiedy znalazła się wystarczająco blisko, Mika zauważyła na jej twarzy długie rozcięcie. Krew mieszając się z deszczem spływała w dół szyi. Zeskoczyła na ziemię i nogi się pod nią ugięły, ale utrzymała równowagę przytrzymując się siodła. Win łapiąc warkocz podszedł do nich a na jego twarzy pojawił się uśmieszek zadowolenia.
 
Levi wstał i podszedł do niego i choć był o wiele niższy od ciemnowłosego żołnierza, nie było wątpliwości kto jest szefem.
 
- Miroslaw Win - powiedział spokojnie. - Możesz wracać do swojej jednostki. Nie potrzebuję takich ludzi jak ty.
 
- Kapralu?
 
Uśmiech zniknął a na jego twarz wpłyną wyraz niedowierzania.
 
- Ważna jest współpraca, Win. I choć mile widziana podczas takich testów jest rywalizacja to najważniejsze jest bezpieczeństwo. Przez twoje egoistyczne zachowanie dwie osoby będą wyłączone ze służby przez dłuższy czas. I jak widzę trzecia będzie miała szwy. Test nie polegał na zabiciu towarzyszy a tytanów.
 
- Kapralu? - zapytał jakby nie dowierzał słowom przełożonego.
 
- Po tym rajdzie żadne z nich ci nie zaufa - wskazał ręką na ich trójkę. - Ja ci nie zaufam. Zbieraj się.
 
Pełen gniewu Miroslaw skinął głową rozumiejąc rozkaz choć nie wyglądał jakby przyjął go do wiadomości. Wsiadł z powrotem na konia i odjechał nie okazując szacunku Kapralowi ani nikomu innemu.
 
- Jeden z głowy - mruknął Levi i wrócił na swoje miejsce. - Cała wasza trójka będzie kontynuować ćwiczenia. Jeżeli utrzymacie poziom z dzisiejszego treningu nie widzę problemu byście dostali się do mojego oddziału.
 
- Przepraszam, Kapralu - odezwała się Mika stając naprzeciwko niego. - Ja nie zostałam tu przysłana jako kandydat do twojej jednostki, sir.
 
Uniósł wysoko brwi zaskoczony jej roszczeniem. Tak samo jak pozostała dwójka, która wpatrywała się w nią jakby oszalała.
 
- Czyżby? - Levi zmrużył oczy skupiając całą swoją uwagę na niej. Zrobił krok w przód tak, że ich nosy prawie się stykały. - Mam rozumieć, że nie jesteś zainteresowana możliwością dostania się pod moją komendę?
 
- Dokładnie tak, sir - nie ustąpiła nawet odrobinę. Mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund po czym brunet wzruszył ramionami i zrobił obojętną minę. - Dalszy trening i tak cię nie ominie - minął ją i podszedł do swojego wierzchowca. - Wracamy!
 
Wskoczył na siodło i nie czekając na nich ruszył w drogę powrotną.
  
 
 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Chapter 4 Definitywny koniec

 
 
 
 
"Praw­dzi­wa niena­wiść to dar, które­go człowiek uczy się latami"
 
 
 
Promienie słońca przedarły się przez ciemne burzowe chmury padając na zgromadzonych, którzy oddawali hołd poległym Zwiadowcom. Jeden z żołnierzy wyczytywał nazwiska zabitych a tłum słuchał go niczym zaczarowany. Mika pochyliła lekko głowę w zadumie. Nie znała żadnego z nich.
 
Po podpaleniu stosów zebrani powoli zaczęli rozchodzić się do domów. Członkowie rodzin poległych zawodzili głośno podtrzymując się nawzajem. Nawet gdy zniknęli między budynkami ich ból wciąż był odczuwalny na placu. Black rzuciła spojrzenie w stronę dowództwa. Erwin Smith rozmawiał z przedstawicielami Żandarmerii. Zobaczyła wśród nich kilka osób, które znała. Na jej nieszczęście została zauważona, gdy zaczęli się już wycofywać główną drogą. Czworo żołnierzy z jej dawnej jednostki stanęło jak wrytych. Pozostali minęli ich nawet się na nich nie oglądając. Wpatrywali się w nią jakby widzieli ją po raz pierwszy w życiu. Przez krótką ulotną chwilę pomyślała, że mogłaby do nich podejść ale był tam również Jack, który zapoczątkował wszystkie jej późniejsze kłopoty w jednostce. Jedyne co mogła zrobić to napluć mu w twarz. 
 
Jej dawni towarzysze zaczęli rozmawiać między sobą i porozumiewawczo kiwać głową. Nie trzeba było być geniuszem by wiedzieć, że pod jej adresem padło kilka niemiłych komentarzy. Zacisnęła dłonie w pięści ale nim zdołała zrobić coś głupiego tuż przed nią pojawił się Kapral Levi. W pełnym umundurowaniu spojrzał na nią swoim ostrym jak brzytwa wzrokiem i zmrużył oczy. Wyprostowała się i zasalutowała.
 
- Kapralu.
 
- Mika Black?
 
- Tak - skinęła krótko głową.
 
- Jutro w południe na placu treningowym. Tam się spotkamy.
 
- Tak jest, sir.
 
Zmierzył ją od góry do dołu po czym jakby nigdy nic zostawił ją samą. Zaskoczona jego szybkim odwrotem spojrzała w miejsce, gdzie stali jej koledzy zza muru Sina. Ich spojrzenia się zwarły. Mika uniosła wysoko głowę po czym odwróciła się i wyszła na przeciw ludziom, z którymi od teraz miała dzielić nie tylko siedzibę ale także życie. Przywitali ją uśmiechami a Lucien zarzucił jej rękę na ramiona. Nie kłopotała się Żandarmerią ani Jackiem, nie było takiej potrzeby. Należeli do tego etapu jej życia, który został definitywny zakończony.
 
 
*
 
 
Dokładnie sprawdziła sprzęt do manewru 3D zanim opuściła magazyn. Była trochę zestresowana perspektywą treningu z żołnierzem, którego nazywano nadzieją ludzkości. Sam był jak cały oddział a jego umiejętności obrosły legendą. Tak, dostanie od niego tęgie lanie. 

Na zewnątrz zupełnie niespodziewanie spotkała Kapitana Pitt'a, któremu towarzyszył Bruno. Blondyn choć był małomówny i trzymał się raczej na uboczu wyglądał na osobę godną zaufania. Natomiast Joshua uśmiechał się szeroko jakby miał naprawdę dobry humor. Podszedł do niej i poklepał ją po ramieniu w geście otuchy.

- Nie wiem co słyszałaś o Levim ale ma własne metody treningowe. Przemoc nie jest mu obca choć szczerze wątpię by uderzył kobietę. Na wszelki wypadek postaraj mu się nie podpaść.

Zaśmiał się donoście jakby powiedział dobry żart. Mika nie była pewna czy to ostrzeżenie właśnie nim było.

- Postaram się nie zawieść pokładanych we mnie nadziei, Kapitanie.

- Po prostu daj z siebie wszystko. I o nic się nie martw. Lepiej nawet jakbyś mu nie zaimponowała inaczej może zechcieć cię w swoim oddziale - pokiwał głową z nagle poważną miną.

- Wątpię, żeby miało do tego dojść, sir.

- Nigdy nie mów nigdy, Mika. Szczególnie jeżeli chodzi o Leviego. Niezły z niego numer.

- Pamiętaj, najważniejsze jest bezpieczeństwo - powiedział Bruno tonem zupełnie bez wyrazu. Nawet podczas rozmowy wydawał się wycofany.

Skinęła im głowami, gdy odchodziła. Marina czekała na nią przy stajni trzymając za uzdę osiodłanego konia.

- Jeżeli pojedziesz drogą na północ po piętnastu minutach dotrzesz do lasu. Po kolejnym kilometrze spotkasz Kaprala i pozostałych - powiedziała, gdy Mika usiadła w siodle. - Najpierw zapewne przetestuje twoje umiejętności jazdy konnej oraz przerzucenie się w biegu na manewr 3D. To jest podstawowa umiejętność, więc nie bądź zaskoczona. Co czeka cię później, tego nie wiem - wzruszyła ramionami. - Większość żołnierzy po jego treningu wraca z płaczem i głęboką depresją. Cóż, osoby o słabej psychice nie nadają się do zadań, które wykonuje Kapral i jego ludzie. 

- Naprawdę mnie pocieszyłaś.

- Po prostu rób wszystko w swoim tempie. To tylko trening, nie jesteś kandydatką do jego oddziału więc powinien dać ci spokój.

- Lubię wyzwania - powiedziała drżącym tonem Mika choć miała nadzieję, że Marina tego nie zauważy. - Dam z siebie wszystko.

- I o takie nastawienie mi chodziło.

Mika wbiła pięty w boki konia i zmusiła go do biegu. Zostawiła za sobą baraki i siedzibę Zwiadowców, minęła dwie farmy. Gdy zaczęła jechać pod górkę słońce schowało się za chmurami. A kiedy w końcu dotarła do lasu z nieba spadły pierwsze krople deszczu. Naciągnęła na głowę kaptur i pospieszyła konia. Na miejsce dotarła w momencie, gdy lunęło. Zeskoczyła z konia i poprowadziło go pod zadaszenie gdzie przywiązane stało już inne pięć koni.

- Co za pogoda - rzucił barczysty mężczyzna z długim czarnym warkoczem przerzuconym przez ramię. 

- Za murem też może cię złapać deszcz - zauważyła niska blondynka z grzywką i pieprzykiem na prawym policzku. - Lepiej trenować w takich warunkach.

- Jeżeli lubisz być mokra - mruknął ten sam brunet. Siedział rozłożony na balu słomy przeznaczonej dla koni. Jedną nogę miał ugiętą w kolanie a drugą spuszczoną na ziemię.

- Deszcz nie ma zbyt dużego wpływu na wynik walki. Najważniejsze są umiejętności - rudzielec z burzą loków wtrącił się do rozmowy.

- A ty masz na ten temat dużo do powiedzenia, co Rivia? - zapytał mężczyzna koło czterdziestki z ogoloną na łyso głową. 

- Na pewno więcej niż ty, Adolf - odpowiedziała naśladując jego mamroczący głos. 

- Dajcie spokój - wtrącił młody brunet z wygolonymi bokami głowy. - Kapral już tu jest. 

Cała piątka ustawiła się w równym rzędzie kładąc prawą zaciśniętą pięść na sercu. Mika strzepnęła wodę z zielonego płaszcza i dołączyła do pozostałych. Levi zszedł z konia nie kłopocząc się by go przywiązać. Brązowa klacz podreptała w stronę najbliższych drzew i zaczęła skubać trawę. Kapral nie wyglądał jakby był w nastroju. Sam jego wygląd sprawiał, że ludzie mieli ochotę uciekać z krzykiem. Jego aura była po prostu przerażająca. Minął ich i wyciągnął spod munduru jakieś dokumenty. Oparł się o belkę podtrzymującą zadaszenie i w końcu spojrzał na nich.

- Rivia Dobras.

Ruda dziewczyna wyprostowała plecy i zasalutowała z oddaniem.

- Adolf Knee.

Łysy mężczyzna skinął głową.   

- Miroslaw Win.

Brunet odrzucił warkocz na plecy i zasalutował.

- Hannah Agustin.

Niska blondyneczka zrobiła nieśmiałą minę i uciekła oczami w bok ale mimo to zasalutowała zamaszyście.

- Stefano Riaz.

Młodzieniec o bujnych ciemnych włosach nie ruszył się z miejsca. 

- Mika Black.

Uniosła głowę i spojrzała Kapralowi prosto w oczy. Nie pokarze po sobie, że obawia się tego treningu.
 
 
 
 
 
 

Chapter 3 Powrót

 
 
"Nie ma gor­sze­go zła od pięknych słów, które kłamią" 
 

 

Jeździec przybył o zmroku. Kazał wszystkim stawić się jak najprędzej na Południowym Dziedzińcu przy bramie gdzie miał zgromadzić sie Korpus po przejsciu przez miasto. Mika zrobiła co jej rozkazano i ruszyla za pozostalymi. Na miejsce dotarli w momencie gdy Zwiadowcy zaczęli schodzić z koni. Od razu została skierowana do ciężko rannych. To co zobaczyło przyprawiło ją o szok. Trójka żołnierzy miała poodgryzane konczyny. Prawie zwymiotowała widząc krew i rope wypływającą z ran, ale udało jej się jakoś powstrzymać. Nawet się nie obejrzała a wykonywała już polecenia doktora. Kątem oka zauważyła Bruno rozmawiającego z wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną z obandażowaną reką. Nie znała go ale podejrzewała, że to Kapitan Pitt. Chciała do nich podejść ale jej uwagę przykuł niski brunet o ostrych rysach twarzy i beznamiętnym jej wyrazie. Szedł ciężkim krokiem oszczędzając prawą nogę. Musiał nabyć się jakiejś kontuzji. Minął ją nawet nie zauważając jej obecności i skinął na doktora.
 
- Co z moimi ludźmi?

- Dwójka na pewno przeżyje martwi mnie natomiast rana nogi tego żołnierza. Utrata krwi może się okazać zbyt liczna, Kapralu. Zrobię co w mojej mocy.

- Dziękuję.

Mężczyzna klepnął doktora w ramię i uniósł głowę słysząc znajome słowo Levi. Mika wciąż się w go wpatrywała gdy zaczepiła go brązowowłosa kobieta w okularach. Mówiła coś gestykulując zawzięcie i okrążając go dookoła. Nie wyglądał na zadowolonego jej obecnością ale wysłuchał jej z uwagą. Kiedy skończyła, skocznym krokiem pognała na drugą stronę dziedzińca gdzie pod nieczynną fontanną siedział Ervin. W brudnym i poszarpanym zielonym płaszczu wyglądał na zmęczonego choć wciąż roztaczał dookoła siebie aurę zwycięstwa. Mika nie wiedziała czy wyjazd za mur można kiedykolwiek nazwać wygraną. Nie ważne jak i kiedy wyprawy zawsze kończyły się ofiarami zbyt wielu żołnierzy.

Kiedy udało jej się opatrzyć przydzielonych jej Zwiadowców otarła pot z czoła i zaczęła przeszukiwać tłum by odnaleźć kogokolwiek znajomego. Przebywała wśród obcych ludzi do tego z poważnymi ranami i twarzami pełnymi strachu jakby przeszli przez sam środek piekła i choć przeżyli to zgubili po drodze dusze. To był przerażający widok jakiego nigdy nie widziała. I nie chciała widzieć nigdy więcej. Po kilku chwilach wytężonego poszukiwania odnalazła Aarona rozmawiającego z brunetką w okularach, która wcześniej okupowała Leviego. Ruszyła w ich stronę i o mało co nie zderzyła się z Lucianem.

- Łoł, dziewczyno uważaj bo i mną będziesz musiała się zająć.

- Nawet tak nie żartuj - powiedziała z przyganą w głosie a on spojrzał na trójkę mężczyzn którzy już nigdy nie założą sprzętu do trójwymiarowego manewru. Przeklął i przeczesał włosy szybkim ruchem.

- Wyprawy za mur zawsze wiążą się z ofiarami. Wiemy to ruszając do walki z tytanami.

- Ale chyba nie jesteś w stanie się przygotować na ten horror który cię tam czeka.

- Byłem za murem cztery razy i za każdym razem przeraża mnie moment, kiedy musimy walczyć. Ale tam sekundy dzielą cię od śmierci, nie możesz sobie pozwolić na strach czy zawahanie. Kiedy przychodzi do walki zapominasz po co tam jesteś walczysz by przetrwać. O to w tym chodzi, Mika. Walczymy o przetrwanie, by ratować ludzkie życie. Wierzę, że w końcu uda nam się dowiedzieć czegoś co pozwoli ludzkości zakończyć ten koszmar. Dlatego jadę z Kapitanem Pittem bo jestem w stanie poświęcić życie dla innych. Wiem że to brzmi jak brednie szaleńca ale kiedy nadejdzie odpowiednia pora poświęcę życie dla ludzkości.

- Twoja postawa jest godna pochwały ale i trochę szalona.

- Trzeba być bardziej niż trochę szalonym by robić to co my - zaśmiał się głośno i poklepał dziewczynę po policzku. - Sama się o tym przekonasz kiedy z nami pojedziesz.

- A muszę? -zapytała słabo. - Przestraszyłeś mnie nie na żarty.

- Musisz wiedzieć co cię czeka. Choć teoretycznie. Strach jest lepszy niż niewiedza. Wierz mi.

- Zaczynam.

Stali z boku i jeszcze przez chwilę rozmawiali kiedy wszyscy zaczęli wsiadać na wozy lub prowadzić konie w stronę siedziby Zwiadowców. Po dobrych trzydziestu minutach znaleźli się na znajomym terenie. Mika odprowadziła konia którego wcześniej jej przydzielono i pomogła tym którzy byli zbyt zmęczeni by to zrobić. Mariana przekazała jej kilka szybkich słów by dobrze nakarmiła zwierzęta i napoiła. Zrobiło się już ciemno kiedy udało jej się wyjść ze stajni. Była wykończona. Miała zamiar wyżebrać coś do jedzenia od kucharki ale w połowie drogi do kuchni pojawił się zastępca zastępcy który wczoraj zupełnie ją zignorował. Miał zmarszczoną twarz i wyglądał na złego. Świetnie, pomyślała.

- Kapitan Pitt chce cię widzieć.

Skinęła głową i ruszyła za nim. Dowódca jej oddziału mieszkał w zupełnie innym budynku niż ona. Cóż, nie miała się czemu dziwić. Kiedy wspięli się na piętro usłyszała głosy, które dochodziły z otwartego pokoju. Wszystkie należały do mężczyzn. Zastępca zapukał i kazał jej wejść do środka samemu zostając na korytarzu. Zaskoczona takim obrotem sprawy zrobiła kilka niepewnych kroków po czym stanęła i zasalutowała a kiedy jej wzrok padł na Erwina Smitha poczuła się jeszcze bardziej brudna i zmęczona niż była w rzeczywistości. Gdy została zauważona rozmowy ucichły. Erwin w czystym mundurze i zdecydowanie po kąpieli zajmował miejsce u szczytu stołu z filiżanką herbaty, po jego lewej stronie siedział barczysty mężczyzna z włosami przetkanymi kilkoma nitkami siwizny. Była to ta sama osoba z która rozmawiał wcześniej Bruno. Zapewne jej nowy dowódca. Dalej rozparty na krześle leżał blondyn z równo podciętymi włosami. Na jej widok pociągnął kilka razy nosem.

- Mika Black. Witamy w Korpusie Zwiadowców - powiedział Erwin z pogodnym wyrazem twarzy. - Zawsze miło jest powitać nowych żołnierzy.

- Nawet kryminalistów? - zapytała zanim zdążyła ugryźć się w język. Znów zapanowała cisza którą przerwał turbalny śmiech.

- Lubię odważnych ludzi - powiedział i spojrzał na Smitha. - Przyda się w moim oddziale. Jestem Joshua Pitt, twój Kapitan - kiwnął jej ręką i lekko się skrzywił bo z przyzwyczajenia użył aktualnie rannego ramienia.

- Miło pana poznać, Kapitanie.

- Sąd wojskowy to nieprzyjemna sprawa, prawda? - Erwin pokiwał głową w zadumie. - Została przydzielona do oddziału Kapitana Pitta z dwóch powodów. Jest on osobą, która zawsze stawia na swoim ale też nie żywi uprzedzeń, co w twoim wypadku mogłoby być kłopotliwe. Po drugie ma dużo wolnego czasu więc może poświęcić go tobie, wyjaśnić zasady i reguły, taktyki i formacje których używają Zwiadowcy. Był również wiele razy na wyprawach za murem więc może posłużyć ci radą gdy zajdzie taka potrzeba - przełożył jakieś kartki papieru i dopiero po chwili Mika zorientowała się że to jej akta. - Z tego co tu piszą miałaś bardzo dobre oceny ze szkolenia wojskowego i jako jedna z pierwszej dziesiątki wybrałaś Żandarmerię. Po niecałym roku oskarżono cię i skazano na niedolę zostania Zwiadowcą. Nie ukrywam, że dołączenie kogoś tak utalentowanego do mojego Korpusu jest zadawalające, nawet kryminalisty - posłał jej znaczące spojrzenie.

- Czy któryś z oddziałów przyjmował nowych członków?

- Levi miał ostatnio kłopot z frekwencją. Wywiera na swoich podwładnych zbyt dużą presję. Przyjął nowych żołnierzy przed wyprawą. Teraz pewnie będzie ich testował - powiedział blondyn nie zmieniając swojej leżącej pozycji.

- W takim razie postanowione. W ciągu najbliższych dni dołączysz do Kaprala Leviego. Od razu dodam, że jego szkolenia wymagają czegoś więcej niż podstawowych umiejętności. Z takimi ocenami - postukał palcem w akta. - Nie powinnaś mieć trudności.

- Jutro odbędzie się pożegnanie tych, którzy zginęli w walce z tytanami. Powinnaś przyjść. Teraz jesteś jedną z nas.

- Przyjdę. Czy to wszystko, sir?

- Tak. Odpocznij i przygotuj się do treningu. Możesz odejść.

- Tak jest.

Zasalutowała i wyszła z pomieszczenia. Odczekali kilka minut po czym Erwin westchnął głęboko.

- Czy to pewne? - zapytał.

- Nie ma co do tego wątpliwości. Mika Black zadarła z wpływowymi ludźmi, którzy nie lubią zostawiać niedokończonych spraw a ona...

- Właśnie taka jest - dokończył Pitt. - Musimy mieć się na baczności. Trzeba mieć oczy otwarte i patrzeć czy któryś z naszych się z nimi nie wącha. Dobrze się stało że Levi się nią zajmie. On jak nikt inny potrafi zauważyć gdy coś jest nie tak.