czwartek, 2 kwietnia 2015

Chapter 4 Definitywny koniec

 
 
 
 
"Praw­dzi­wa niena­wiść to dar, które­go człowiek uczy się latami"
 
 
 
Promienie słońca przedarły się przez ciemne burzowe chmury padając na zgromadzonych, którzy oddawali hołd poległym Zwiadowcom. Jeden z żołnierzy wyczytywał nazwiska zabitych a tłum słuchał go niczym zaczarowany. Mika pochyliła lekko głowę w zadumie. Nie znała żadnego z nich.
 
Po podpaleniu stosów zebrani powoli zaczęli rozchodzić się do domów. Członkowie rodzin poległych zawodzili głośno podtrzymując się nawzajem. Nawet gdy zniknęli między budynkami ich ból wciąż był odczuwalny na placu. Black rzuciła spojrzenie w stronę dowództwa. Erwin Smith rozmawiał z przedstawicielami Żandarmerii. Zobaczyła wśród nich kilka osób, które znała. Na jej nieszczęście została zauważona, gdy zaczęli się już wycofywać główną drogą. Czworo żołnierzy z jej dawnej jednostki stanęło jak wrytych. Pozostali minęli ich nawet się na nich nie oglądając. Wpatrywali się w nią jakby widzieli ją po raz pierwszy w życiu. Przez krótką ulotną chwilę pomyślała, że mogłaby do nich podejść ale był tam również Jack, który zapoczątkował wszystkie jej późniejsze kłopoty w jednostce. Jedyne co mogła zrobić to napluć mu w twarz. 
 
Jej dawni towarzysze zaczęli rozmawiać między sobą i porozumiewawczo kiwać głową. Nie trzeba było być geniuszem by wiedzieć, że pod jej adresem padło kilka niemiłych komentarzy. Zacisnęła dłonie w pięści ale nim zdołała zrobić coś głupiego tuż przed nią pojawił się Kapral Levi. W pełnym umundurowaniu spojrzał na nią swoim ostrym jak brzytwa wzrokiem i zmrużył oczy. Wyprostowała się i zasalutowała.
 
- Kapralu.
 
- Mika Black?
 
- Tak - skinęła krótko głową.
 
- Jutro w południe na placu treningowym. Tam się spotkamy.
 
- Tak jest, sir.
 
Zmierzył ją od góry do dołu po czym jakby nigdy nic zostawił ją samą. Zaskoczona jego szybkim odwrotem spojrzała w miejsce, gdzie stali jej koledzy zza muru Sina. Ich spojrzenia się zwarły. Mika uniosła wysoko głowę po czym odwróciła się i wyszła na przeciw ludziom, z którymi od teraz miała dzielić nie tylko siedzibę ale także życie. Przywitali ją uśmiechami a Lucien zarzucił jej rękę na ramiona. Nie kłopotała się Żandarmerią ani Jackiem, nie było takiej potrzeby. Należeli do tego etapu jej życia, który został definitywny zakończony.
 
 
*
 
 
Dokładnie sprawdziła sprzęt do manewru 3D zanim opuściła magazyn. Była trochę zestresowana perspektywą treningu z żołnierzem, którego nazywano nadzieją ludzkości. Sam był jak cały oddział a jego umiejętności obrosły legendą. Tak, dostanie od niego tęgie lanie. 

Na zewnątrz zupełnie niespodziewanie spotkała Kapitana Pitt'a, któremu towarzyszył Bruno. Blondyn choć był małomówny i trzymał się raczej na uboczu wyglądał na osobę godną zaufania. Natomiast Joshua uśmiechał się szeroko jakby miał naprawdę dobry humor. Podszedł do niej i poklepał ją po ramieniu w geście otuchy.

- Nie wiem co słyszałaś o Levim ale ma własne metody treningowe. Przemoc nie jest mu obca choć szczerze wątpię by uderzył kobietę. Na wszelki wypadek postaraj mu się nie podpaść.

Zaśmiał się donoście jakby powiedział dobry żart. Mika nie była pewna czy to ostrzeżenie właśnie nim było.

- Postaram się nie zawieść pokładanych we mnie nadziei, Kapitanie.

- Po prostu daj z siebie wszystko. I o nic się nie martw. Lepiej nawet jakbyś mu nie zaimponowała inaczej może zechcieć cię w swoim oddziale - pokiwał głową z nagle poważną miną.

- Wątpię, żeby miało do tego dojść, sir.

- Nigdy nie mów nigdy, Mika. Szczególnie jeżeli chodzi o Leviego. Niezły z niego numer.

- Pamiętaj, najważniejsze jest bezpieczeństwo - powiedział Bruno tonem zupełnie bez wyrazu. Nawet podczas rozmowy wydawał się wycofany.

Skinęła im głowami, gdy odchodziła. Marina czekała na nią przy stajni trzymając za uzdę osiodłanego konia.

- Jeżeli pojedziesz drogą na północ po piętnastu minutach dotrzesz do lasu. Po kolejnym kilometrze spotkasz Kaprala i pozostałych - powiedziała, gdy Mika usiadła w siodle. - Najpierw zapewne przetestuje twoje umiejętności jazdy konnej oraz przerzucenie się w biegu na manewr 3D. To jest podstawowa umiejętność, więc nie bądź zaskoczona. Co czeka cię później, tego nie wiem - wzruszyła ramionami. - Większość żołnierzy po jego treningu wraca z płaczem i głęboką depresją. Cóż, osoby o słabej psychice nie nadają się do zadań, które wykonuje Kapral i jego ludzie. 

- Naprawdę mnie pocieszyłaś.

- Po prostu rób wszystko w swoim tempie. To tylko trening, nie jesteś kandydatką do jego oddziału więc powinien dać ci spokój.

- Lubię wyzwania - powiedziała drżącym tonem Mika choć miała nadzieję, że Marina tego nie zauważy. - Dam z siebie wszystko.

- I o takie nastawienie mi chodziło.

Mika wbiła pięty w boki konia i zmusiła go do biegu. Zostawiła za sobą baraki i siedzibę Zwiadowców, minęła dwie farmy. Gdy zaczęła jechać pod górkę słońce schowało się za chmurami. A kiedy w końcu dotarła do lasu z nieba spadły pierwsze krople deszczu. Naciągnęła na głowę kaptur i pospieszyła konia. Na miejsce dotarła w momencie, gdy lunęło. Zeskoczyła z konia i poprowadziło go pod zadaszenie gdzie przywiązane stało już inne pięć koni.

- Co za pogoda - rzucił barczysty mężczyzna z długim czarnym warkoczem przerzuconym przez ramię. 

- Za murem też może cię złapać deszcz - zauważyła niska blondynka z grzywką i pieprzykiem na prawym policzku. - Lepiej trenować w takich warunkach.

- Jeżeli lubisz być mokra - mruknął ten sam brunet. Siedział rozłożony na balu słomy przeznaczonej dla koni. Jedną nogę miał ugiętą w kolanie a drugą spuszczoną na ziemię.

- Deszcz nie ma zbyt dużego wpływu na wynik walki. Najważniejsze są umiejętności - rudzielec z burzą loków wtrącił się do rozmowy.

- A ty masz na ten temat dużo do powiedzenia, co Rivia? - zapytał mężczyzna koło czterdziestki z ogoloną na łyso głową. 

- Na pewno więcej niż ty, Adolf - odpowiedziała naśladując jego mamroczący głos. 

- Dajcie spokój - wtrącił młody brunet z wygolonymi bokami głowy. - Kapral już tu jest. 

Cała piątka ustawiła się w równym rzędzie kładąc prawą zaciśniętą pięść na sercu. Mika strzepnęła wodę z zielonego płaszcza i dołączyła do pozostałych. Levi zszedł z konia nie kłopocząc się by go przywiązać. Brązowa klacz podreptała w stronę najbliższych drzew i zaczęła skubać trawę. Kapral nie wyglądał jakby był w nastroju. Sam jego wygląd sprawiał, że ludzie mieli ochotę uciekać z krzykiem. Jego aura była po prostu przerażająca. Minął ich i wyciągnął spod munduru jakieś dokumenty. Oparł się o belkę podtrzymującą zadaszenie i w końcu spojrzał na nich.

- Rivia Dobras.

Ruda dziewczyna wyprostowała plecy i zasalutowała z oddaniem.

- Adolf Knee.

Łysy mężczyzna skinął głową.   

- Miroslaw Win.

Brunet odrzucił warkocz na plecy i zasalutował.

- Hannah Agustin.

Niska blondyneczka zrobiła nieśmiałą minę i uciekła oczami w bok ale mimo to zasalutowała zamaszyście.

- Stefano Riaz.

Młodzieniec o bujnych ciemnych włosach nie ruszył się z miejsca. 

- Mika Black.

Uniosła głowę i spojrzała Kapralowi prosto w oczy. Nie pokarze po sobie, że obawia się tego treningu.
 
 
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz