piątek, 3 kwietnia 2015

Chapter 5 Morderczy trening

 
 
 
 
 
"Naj­częstszy ludzki błąd - nie prze­widzieć burzy w piękny czas"
 
 
 
 
Deszcz lał się z nieba nieprzerwanie od rozpoczęcia treningu. Mika zacisnęła palce na obu spustach i skracając linki zatrzymała się opierając stopami o pień drzewa. Schowała ostrza i odgarnęła włosy z oczu. To był koszmar. Widoczność była minimalna, jeden z żołnierzy kilkanaście minut wcześniej zawisł na konarach kończąc tym samym swoją przygodę z testem. Wystarczyła chwilowa dekoncentracja by skończyć w szpitalu. Jej osobiście udało się znaleźć jednego drewnianego tytana i choć nie wykonała cięcia to miała dużo szczęścia robiąc unik w ostatniej chwili bo ten przeklęty brunet z warkoczem o mały włos a by ją staranował. Widocznie bardzo zleżało mu na dostaniu się do jednostki Kaprala Leviego, bo nie zważał na nic byle by tylko osiągnąć cel.
 
Minęła kilka razy pozostałych żołnierzy i musiała przyznać, że prezentowali sobą ten sam obraz nędzy i rozpaczy. Przemoczeni do ostatniej nitki i zmarznięci mieli dość treningu ale nie poddawali się. Zapewne tak jak ona uważali, że rezygnacja nie wchodzi w grę. Nie po tym jak jej duma została zdeptana przez ludzi, których nawet nie znała. Nie podda się choćby miała sterczeć na deszczu jeszcze dwa dni.  
 
Ugięła nogi w kolanach zaczepiając z powrotem ostrza. Zluzowała linki i odepchnęła się jednocześnie zaczepiając się o kolejne drzewo. Pokonała tak kilkanaście metrów, gdy na wprost z mgły wyłonił się tytan. Obracał się dookoła własnej osi na drewnianej platformie. Mika ruszyła na niego i dosłownie instynktownie wyczuła czyjąś obecność po prawej stronie. Miroslaw zbliżał się w jej kierunku niebezpiecznie szybko. Zacisnęła zęby i nie zmieniła pozycji, nie tym razem. Teraz jej kolej by dać mu popalić. Zmniejszyła ilość gazu i czekała. W momencie, gdy dosłownie siedział jej na plecach, podciągnęła się ostrym zrywem w górę, przepuszczając go pod sobą. Jej nagły ruch zaskoczył go i na chwilę stracił równowagę. To wystarczyło. Opadł lekko w lewą stronę i szybkim odbiciem w bok musiał ratować się przed zderzeniem z drzewem.
 
- Drań - mruknęła Mika mknąc ku tytanowi. Przygotowała ostrza i obracając się dookoła własnej osi wykonała głębokie nacięcie na karku tytana. Przeczepiła linki i zawróciła kierując się w przeciwną stronę niż Miroslaw.
 
Kilka minut później miała już na kacie pięciu pokonanych wrogów. Spotkała też Rivię i przez chwilę podążały w tę samą stronę. Rozdzieliły się, każda szukając swojej szansy. Miroslawa już nie widziała.
 
Po trzydziestu minutach wróciła do punktu, gdzie zostawiła swojego konia, który ku jej zadowoleniu czekał na nią. Wpadła w siodło trochę zbyt boleśnie, ale nie zwracając na to uwagi, wsadziła stopy w strzemiona i pogalopowała do miejsca zbiórki. Jak się okazało była drugą osobą, która skończyła trening. Zeskoczyła na ziemię i prowadząc za sobą konia ruszyła w stronę Stefano, który siedział na balu słomy. Mokre włosy gładko przylegały mu do głowy. Pocierał ramiona zamaszystymi ruchami, próbując się rozgrzać. Mika wiedziała, że był to bezowocny trud.
 
- Adolf został zabrany do szpitala - powiedział szczękając zębami. - Uderzył w to drzewo naprawdę mocno. Hannah natomiast źle stanęła i najprawdopodobniej skręciła kolano.
 
- A pozostali? - zapytała.
 
- Pewnie zaraz się zjawią.
 
- Pewnie tak - mruknęła siadając koło niego na słomie.
 
Ale zanim przyjechała dwójka żołnierzy, pojawił się Levi z kapturem naciągniętym głęboko na twarz. Zajął miejsce tuż koło nich.
 
- Pozostali? - zapytał bezbarwnym tonem.
 
- Jeszcze nie skończyli, sir - odpowiedział Stefano stając na nogi.
 
- Możesz usiąść - rzucił Levi odrzucając na bok mokry płaszcz.
 
- Tak, sir.
 
Brunet usiadł z powrotem i próbował ogrzać sobie dłonie. Mika nie traciła na to czasu. Była tak mokra, że jedynie zdjęcie ubrań i długie siedzenie przy  ogniu byłyby pomocne. Odchyliła się do tyłu i milczała. Przesiedzieli w ciszy dobry kwadrans zanim pojawiła się pozostała dwójka. Miroslaw jechał na koniu gnając co sił, zaraz za nim podążała Rivia i kiedy znalazła się wystarczająco blisko, Mika zauważyła na jej twarzy długie rozcięcie. Krew mieszając się z deszczem spływała w dół szyi. Zeskoczyła na ziemię i nogi się pod nią ugięły, ale utrzymała równowagę przytrzymując się siodła. Win łapiąc warkocz podszedł do nich a na jego twarzy pojawił się uśmieszek zadowolenia.
 
Levi wstał i podszedł do niego i choć był o wiele niższy od ciemnowłosego żołnierza, nie było wątpliwości kto jest szefem.
 
- Miroslaw Win - powiedział spokojnie. - Możesz wracać do swojej jednostki. Nie potrzebuję takich ludzi jak ty.
 
- Kapralu?
 
Uśmiech zniknął a na jego twarz wpłyną wyraz niedowierzania.
 
- Ważna jest współpraca, Win. I choć mile widziana podczas takich testów jest rywalizacja to najważniejsze jest bezpieczeństwo. Przez twoje egoistyczne zachowanie dwie osoby będą wyłączone ze służby przez dłuższy czas. I jak widzę trzecia będzie miała szwy. Test nie polegał na zabiciu towarzyszy a tytanów.
 
- Kapralu? - zapytał jakby nie dowierzał słowom przełożonego.
 
- Po tym rajdzie żadne z nich ci nie zaufa - wskazał ręką na ich trójkę. - Ja ci nie zaufam. Zbieraj się.
 
Pełen gniewu Miroslaw skinął głową rozumiejąc rozkaz choć nie wyglądał jakby przyjął go do wiadomości. Wsiadł z powrotem na konia i odjechał nie okazując szacunku Kapralowi ani nikomu innemu.
 
- Jeden z głowy - mruknął Levi i wrócił na swoje miejsce. - Cała wasza trójka będzie kontynuować ćwiczenia. Jeżeli utrzymacie poziom z dzisiejszego treningu nie widzę problemu byście dostali się do mojego oddziału.
 
- Przepraszam, Kapralu - odezwała się Mika stając naprzeciwko niego. - Ja nie zostałam tu przysłana jako kandydat do twojej jednostki, sir.
 
Uniósł wysoko brwi zaskoczony jej roszczeniem. Tak samo jak pozostała dwójka, która wpatrywała się w nią jakby oszalała.
 
- Czyżby? - Levi zmrużył oczy skupiając całą swoją uwagę na niej. Zrobił krok w przód tak, że ich nosy prawie się stykały. - Mam rozumieć, że nie jesteś zainteresowana możliwością dostania się pod moją komendę?
 
- Dokładnie tak, sir - nie ustąpiła nawet odrobinę. Mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund po czym brunet wzruszył ramionami i zrobił obojętną minę. - Dalszy trening i tak cię nie ominie - minął ją i podszedł do swojego wierzchowca. - Wracamy!
 
Wskoczył na siodło i nie czekając na nich ruszył w drogę powrotną.
  
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz