czwartek, 2 kwietnia 2015

Chapter 3 Powrót

 
 
"Nie ma gor­sze­go zła od pięknych słów, które kłamią" 
 

 

Jeździec przybył o zmroku. Kazał wszystkim stawić się jak najprędzej na Południowym Dziedzińcu przy bramie gdzie miał zgromadzić sie Korpus po przejsciu przez miasto. Mika zrobiła co jej rozkazano i ruszyla za pozostalymi. Na miejsce dotarli w momencie gdy Zwiadowcy zaczęli schodzić z koni. Od razu została skierowana do ciężko rannych. To co zobaczyło przyprawiło ją o szok. Trójka żołnierzy miała poodgryzane konczyny. Prawie zwymiotowała widząc krew i rope wypływającą z ran, ale udało jej się jakoś powstrzymać. Nawet się nie obejrzała a wykonywała już polecenia doktora. Kątem oka zauważyła Bruno rozmawiającego z wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną z obandażowaną reką. Nie znała go ale podejrzewała, że to Kapitan Pitt. Chciała do nich podejść ale jej uwagę przykuł niski brunet o ostrych rysach twarzy i beznamiętnym jej wyrazie. Szedł ciężkim krokiem oszczędzając prawą nogę. Musiał nabyć się jakiejś kontuzji. Minął ją nawet nie zauważając jej obecności i skinął na doktora.
 
- Co z moimi ludźmi?

- Dwójka na pewno przeżyje martwi mnie natomiast rana nogi tego żołnierza. Utrata krwi może się okazać zbyt liczna, Kapralu. Zrobię co w mojej mocy.

- Dziękuję.

Mężczyzna klepnął doktora w ramię i uniósł głowę słysząc znajome słowo Levi. Mika wciąż się w go wpatrywała gdy zaczepiła go brązowowłosa kobieta w okularach. Mówiła coś gestykulując zawzięcie i okrążając go dookoła. Nie wyglądał na zadowolonego jej obecnością ale wysłuchał jej z uwagą. Kiedy skończyła, skocznym krokiem pognała na drugą stronę dziedzińca gdzie pod nieczynną fontanną siedział Ervin. W brudnym i poszarpanym zielonym płaszczu wyglądał na zmęczonego choć wciąż roztaczał dookoła siebie aurę zwycięstwa. Mika nie wiedziała czy wyjazd za mur można kiedykolwiek nazwać wygraną. Nie ważne jak i kiedy wyprawy zawsze kończyły się ofiarami zbyt wielu żołnierzy.

Kiedy udało jej się opatrzyć przydzielonych jej Zwiadowców otarła pot z czoła i zaczęła przeszukiwać tłum by odnaleźć kogokolwiek znajomego. Przebywała wśród obcych ludzi do tego z poważnymi ranami i twarzami pełnymi strachu jakby przeszli przez sam środek piekła i choć przeżyli to zgubili po drodze dusze. To był przerażający widok jakiego nigdy nie widziała. I nie chciała widzieć nigdy więcej. Po kilku chwilach wytężonego poszukiwania odnalazła Aarona rozmawiającego z brunetką w okularach, która wcześniej okupowała Leviego. Ruszyła w ich stronę i o mało co nie zderzyła się z Lucianem.

- Łoł, dziewczyno uważaj bo i mną będziesz musiała się zająć.

- Nawet tak nie żartuj - powiedziała z przyganą w głosie a on spojrzał na trójkę mężczyzn którzy już nigdy nie założą sprzętu do trójwymiarowego manewru. Przeklął i przeczesał włosy szybkim ruchem.

- Wyprawy za mur zawsze wiążą się z ofiarami. Wiemy to ruszając do walki z tytanami.

- Ale chyba nie jesteś w stanie się przygotować na ten horror który cię tam czeka.

- Byłem za murem cztery razy i za każdym razem przeraża mnie moment, kiedy musimy walczyć. Ale tam sekundy dzielą cię od śmierci, nie możesz sobie pozwolić na strach czy zawahanie. Kiedy przychodzi do walki zapominasz po co tam jesteś walczysz by przetrwać. O to w tym chodzi, Mika. Walczymy o przetrwanie, by ratować ludzkie życie. Wierzę, że w końcu uda nam się dowiedzieć czegoś co pozwoli ludzkości zakończyć ten koszmar. Dlatego jadę z Kapitanem Pittem bo jestem w stanie poświęcić życie dla innych. Wiem że to brzmi jak brednie szaleńca ale kiedy nadejdzie odpowiednia pora poświęcę życie dla ludzkości.

- Twoja postawa jest godna pochwały ale i trochę szalona.

- Trzeba być bardziej niż trochę szalonym by robić to co my - zaśmiał się głośno i poklepał dziewczynę po policzku. - Sama się o tym przekonasz kiedy z nami pojedziesz.

- A muszę? -zapytała słabo. - Przestraszyłeś mnie nie na żarty.

- Musisz wiedzieć co cię czeka. Choć teoretycznie. Strach jest lepszy niż niewiedza. Wierz mi.

- Zaczynam.

Stali z boku i jeszcze przez chwilę rozmawiali kiedy wszyscy zaczęli wsiadać na wozy lub prowadzić konie w stronę siedziby Zwiadowców. Po dobrych trzydziestu minutach znaleźli się na znajomym terenie. Mika odprowadziła konia którego wcześniej jej przydzielono i pomogła tym którzy byli zbyt zmęczeni by to zrobić. Mariana przekazała jej kilka szybkich słów by dobrze nakarmiła zwierzęta i napoiła. Zrobiło się już ciemno kiedy udało jej się wyjść ze stajni. Była wykończona. Miała zamiar wyżebrać coś do jedzenia od kucharki ale w połowie drogi do kuchni pojawił się zastępca zastępcy który wczoraj zupełnie ją zignorował. Miał zmarszczoną twarz i wyglądał na złego. Świetnie, pomyślała.

- Kapitan Pitt chce cię widzieć.

Skinęła głową i ruszyła za nim. Dowódca jej oddziału mieszkał w zupełnie innym budynku niż ona. Cóż, nie miała się czemu dziwić. Kiedy wspięli się na piętro usłyszała głosy, które dochodziły z otwartego pokoju. Wszystkie należały do mężczyzn. Zastępca zapukał i kazał jej wejść do środka samemu zostając na korytarzu. Zaskoczona takim obrotem sprawy zrobiła kilka niepewnych kroków po czym stanęła i zasalutowała a kiedy jej wzrok padł na Erwina Smitha poczuła się jeszcze bardziej brudna i zmęczona niż była w rzeczywistości. Gdy została zauważona rozmowy ucichły. Erwin w czystym mundurze i zdecydowanie po kąpieli zajmował miejsce u szczytu stołu z filiżanką herbaty, po jego lewej stronie siedział barczysty mężczyzna z włosami przetkanymi kilkoma nitkami siwizny. Była to ta sama osoba z która rozmawiał wcześniej Bruno. Zapewne jej nowy dowódca. Dalej rozparty na krześle leżał blondyn z równo podciętymi włosami. Na jej widok pociągnął kilka razy nosem.

- Mika Black. Witamy w Korpusie Zwiadowców - powiedział Erwin z pogodnym wyrazem twarzy. - Zawsze miło jest powitać nowych żołnierzy.

- Nawet kryminalistów? - zapytała zanim zdążyła ugryźć się w język. Znów zapanowała cisza którą przerwał turbalny śmiech.

- Lubię odważnych ludzi - powiedział i spojrzał na Smitha. - Przyda się w moim oddziale. Jestem Joshua Pitt, twój Kapitan - kiwnął jej ręką i lekko się skrzywił bo z przyzwyczajenia użył aktualnie rannego ramienia.

- Miło pana poznać, Kapitanie.

- Sąd wojskowy to nieprzyjemna sprawa, prawda? - Erwin pokiwał głową w zadumie. - Została przydzielona do oddziału Kapitana Pitta z dwóch powodów. Jest on osobą, która zawsze stawia na swoim ale też nie żywi uprzedzeń, co w twoim wypadku mogłoby być kłopotliwe. Po drugie ma dużo wolnego czasu więc może poświęcić go tobie, wyjaśnić zasady i reguły, taktyki i formacje których używają Zwiadowcy. Był również wiele razy na wyprawach za murem więc może posłużyć ci radą gdy zajdzie taka potrzeba - przełożył jakieś kartki papieru i dopiero po chwili Mika zorientowała się że to jej akta. - Z tego co tu piszą miałaś bardzo dobre oceny ze szkolenia wojskowego i jako jedna z pierwszej dziesiątki wybrałaś Żandarmerię. Po niecałym roku oskarżono cię i skazano na niedolę zostania Zwiadowcą. Nie ukrywam, że dołączenie kogoś tak utalentowanego do mojego Korpusu jest zadawalające, nawet kryminalisty - posłał jej znaczące spojrzenie.

- Czy któryś z oddziałów przyjmował nowych członków?

- Levi miał ostatnio kłopot z frekwencją. Wywiera na swoich podwładnych zbyt dużą presję. Przyjął nowych żołnierzy przed wyprawą. Teraz pewnie będzie ich testował - powiedział blondyn nie zmieniając swojej leżącej pozycji.

- W takim razie postanowione. W ciągu najbliższych dni dołączysz do Kaprala Leviego. Od razu dodam, że jego szkolenia wymagają czegoś więcej niż podstawowych umiejętności. Z takimi ocenami - postukał palcem w akta. - Nie powinnaś mieć trudności.

- Jutro odbędzie się pożegnanie tych, którzy zginęli w walce z tytanami. Powinnaś przyjść. Teraz jesteś jedną z nas.

- Przyjdę. Czy to wszystko, sir?

- Tak. Odpocznij i przygotuj się do treningu. Możesz odejść.

- Tak jest.

Zasalutowała i wyszła z pomieszczenia. Odczekali kilka minut po czym Erwin westchnął głęboko.

- Czy to pewne? - zapytał.

- Nie ma co do tego wątpliwości. Mika Black zadarła z wpływowymi ludźmi, którzy nie lubią zostawiać niedokończonych spraw a ona...

- Właśnie taka jest - dokończył Pitt. - Musimy mieć się na baczności. Trzeba mieć oczy otwarte i patrzeć czy któryś z naszych się z nimi nie wącha. Dobrze się stało że Levi się nią zajmie. On jak nikt inny potrafi zauważyć gdy coś jest nie tak.
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz